Czy straszyć dzieci piekłem?

straszyć dzieci piekłem

Jednym z kilku elementów wychowania dziecka jest przygotowanie go do życia religijnego. Chcemy żeby poznawało Boga, uczyło się modlitwy i chodziło do kościoła. Jak je jednak zmotywować kiedy przejawia niechęć czy brak zainteresowania? Jedną z prostszych metod jest zbudowanie obrazu ognia, kotłów ze smołą i rogatego szatana oraz plejady innych sugestywnych wizji gotowych do tego aby straszyć dzieci piekłem.

Czy jest to właściwy sposób wychowywania dziecka, korzystny dla jego psychiki? Pomijam, nie jestem psychologiem. Wiem jednak, że jest to praktyka szeroko stosowana. Świadczy o tym lewacko – antyklerykalny bełkot pseudo socjologów mówiących o tym że Chrześcijaństwo to religia opresji, strachu, manipulacji i poczucia winy. Takie i podobne głupoty skądś się biorą, ktoś tych ludzi tak nauczył myśleć o wierze.

Czy w związku z tym należy nie mówić dziecku o piekle, bo doprowadzi to do niewiary w przyszłości. Niekoniecznie. My wierzący przecież też byliśmy straszeni i jakoś nas to od religii nie odwiodło.

Człowiek nie godzi się z wizją piekła

Jedno powiedzmy sobie wprost. Piekło istnieje. Jest to prawda wiara przekazana przez Pismo Święte i Tradycję Kościoła. Kto twierdzi inaczej może jest Chrześcijaninem, ale na pewno już nie Katolikiem.

Myśl o wiecznym potępieniu jest straszna. Jest taka niezależnie od tego czy myślimy o nim czysto teoretycznie czy sięgniemy do przerażających opisów pozostawionych przez świętych, którzy mieli wizję piekła.

Nie oznacza to jednak, że nauka o piekle jest podstawową prawdą na której należy skupiać się na początku własnej drogi wiary, czy prowadząc tą ścieżką swoje dziecko. To kwestia podobna do statystyk związanych z wypadkami komunikacyjnymi. Młody kierowca powinien wiedzieć jaką odpowiedzialność bierze na siebie wsiadając za kierownicę. Musi rozumieć, ze jego błędne decyzje mogą przynieść ból, cierpienie i śmierć. Jednak, czy powinien przejmować się tym kursant na pierwszej godzinie, który myli hamulec ze sprzęgłem? No chyba niekoniecznie.

Problem z tym czy straszyć dzieci piekłem czy nie, nie leży w kolejności czy czasie poświęcanym temu zagadnieniu. Wychowanie religijne to w końcu nie tkanie misternej sieci z niuansów teologii dogmatycznej tylko dzielenie się życiem rodzica z dzieckiem.

Problem w tym, że człowiek, który nie osiągnie pewnego poziomu dojrzałości, nie jest w stanie rozróżnić kary jako formy złośliwości od konsekwencji własnych czynów. Dlatego piekło może stać się „narzędziem w ręku złego Boga, który się gniewa” a nie konsekwencją wyborów – własnych grzechów. Z doświadczenia wiem, że z rozróżnieniem tych dwóch rzeczy mogą mieć trudności nawet uczniowie szkół średnich a czasem jeszcze starsi ludzie.

W związku z tym czy straszyć dzieci piekłem? Jeżeli tak, to na pewno z wielką rozwagą. A jeżeli nie, to co pozostaje? Zawsze można wabić dziecko wizją nieba!

Niebo jest darem a nie zapłatą

Teoretycznie wychowanie dziecka w duchu nadziei na niebo wydaje się lepszym pomysłem. Obraz nieba potrafi być równie sugestywny co wizja piekła a przy tym mamy pewność że nie skrzywimy psychiki dziecka.

Źle przedstawioną wizją nieba można skrzywić jednak duchowość dziecka. Przede wszystkim niebo nie jest zapłatą za dobre uczynki lub za unikanie grzechów. Jest darem danym za darmo. Podobnie jak złe uczynki same w sobie nie mogą zasługiwać na wieczne potępienie tak i dobro uczynione za życia nie będzie sprawiedliwą zapłatą za wieczne szczęście w niebie.

Pozornie wydaje się to bez znaczenia. Przecież ostatecznie i tak i tak trzeba spełniać przykazania. Jednak postawienie sprawy w ten sposób prowadzi do pewnego rodzaju oportunizmu. Nawet bardzo dorośli katolicy potrafią mówić że nie mają grzechów bo przecież żadnego przykazania wprost nie złamali. Zaś „paciorek” i „mszyczkę” odfajkowali perfekcyjnie. Wychodzi z tego karykatura prawdziwej wiary a w najlepszym wypadku prowadzenie z Bogiem rachunków. Stąd potem myśli w stylu „czy dwa złote na tace wyrównuje antysemickie tezy wygłoszone w Internecie?”.

Ostatecznie problem z niebem jest taki, że za życia nie doświadczamy jego radości, niewyrażalnego piękna i niekończącej się możliwości poznawania Boga. Niebo jako alternatywa dla tego aby straszyć dzieci piekłem szybko może wyeksploatować się. Stać się tematem co najwyżej tak pociągającym jak wakacje, prezenty, czy wyjazd w ciekawe miejsce.

Karzący Bóg nie pociąga

Problem nie leży zatem ani w strachu przed piekłem ani w pociągającej wizji nieba. Rzecz w tym jaką narrację tworzymy. W jaki sposób opowiadamy o Bogu. Od nas zależy czy Bóg w umyśle dziecka będzie kochającym Ojcem czy bezwzględnym despotą.

Podobnie jest z historią o Czerwonym Kapturku. W jednej wersji może być piękną, moralizującą baśnią z happy endem. W innej zaś klimat zmienia się na bardziej „gore” gdzie stajemy się widzami bezsensownego festiwalu krwawej makabry i dziewczynki jedzącej własną babcię. Podobno. Tak na Wikipedii pisali.

Niebo i piekło nie wystarczy

Pomysł aby straszyć dzieci piekłem wydaje się w pewnych sytuacjach skuteczny. To znaczy, że zastraszone dziecko być może będzie posłuszne. Takie podejście ma jednak krótkie nogi. Przy najlepszych chęciach i wrażliwości zawiedzie gdy dziecko zauważy, że nie wszystko co mówią rodzice jest prawdą.

Z drugiej strony niebo, chociaż pięknie i pozytywne, szybko się dewaluuje. Podejmowanie decyzji co do wychowania dziecka należy zawsze do rodziców. Myślę, że warto w rozwoju religijnym od początku wychodzić po za kwestie ostatecznego przeznaczenia człowieka.

A Ciebie straszyli piekłem? Podziel się w komentarzu!

Jeżeli Ci się podobało, proszę udostępnij dalej

Author: Tobiasz Stasiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.